6 grudnia 2012 roku mały pan T. skończył 18 miesięcy, równe 1,5 roku. Jak go tak sobie obecnie obserwuję to sobie myślę, pół żartem, pół serio, że ludzie mają dzieci właśnie po to, aby móc chwilkę ze swojego życia spędzić z takim właśnie uroczym malcem: trochę bobasem, ale już małym dzieckiem. Nie mówi, a świetnie się dogaduje, za mały a dosięgnie, udaje, że nie słyszy, kiedy mu wygodnie, ale dźwięk włączanego komputera obudzi go z najgłębszego snu. I naśladuje nas we wszystkim. Uważaj Tato Skoczku, kiedy od niechcenia rzucasz długopis na stół, bo mały obserwator 3 minuty później zaciągnie pudło klocków, aby po kolei - z wielką dziecięcą precyzją - wszystkie je na tym stole umieścić. Czy Ty przypadkiem nie jesteś za mądry?! ;)
A inne dzieci? Kiedy całował Jasia w główkę i kiedy nadskakiwał pannie Zosi, to ja byłam posikana. Wspomnę tylko, że Zofię obdarował nacenniejszymi znaleziskami z mieszkania cioci: smoczkiem, pilotem TV oraz klockami Lego, a na koniec ubrał ją w czapkę :D Słodycz (choć momentami marudna tak, że chciałoby się uciec do Laponii...)
Z asystentką sesji :)
Ach, te piękne oczy...
WESOŁYCH ŚWIĄT! :)